Rzeźba Jana Śliwki stanie w centrum Gliwic – Biennale przywraca pamięć o wybitnym artyście
Po raz pierwszy Gliwice stają się sceną dla Biennale – Sztuka w mieście, miasto w sztuce. Od 27 czerwca do 6 lipca przestrzeń miejska zostanie ożywiona nowym rytmem, dźwiękiem, kolorem i ruchem artystycznych gestów. Wydarzenie to, organizowane przez Miasto Gliwice pod patronatem prezydent Katarzyny Kuczyńskiej-Budki, będzie nie tylko przeglądem współczesnych form wyrazu, ale także świętem miasta jako żywej tkanki kultury. Szczególne miejsce w programie pierwszego Biennale zajmie twórczość Jana Śliwki, zmarłego w 2022 roku, wybitnego gliwickiego artysty, prekursora polskiej rzeźby kinetycznej.
Festiwalowy totem jako nowy symbol miasta
W ramach nowej inicjatywy kulturalnej Biennale Gliwice – Sztuka w mieście, miasto w sztuce, zainaugurowany zostanie cykl wielkoformatowych instalacji, które zagoszczą bezpośrednio w tkance miejskiej – na placach, ulicach i skwerach Gliwic – zapraszając mieszkańców do kontaktu ze sztuką. Z czasem, dzięki nim, Gliwice zamienią się w plenerową galerię sztuki współczesnej.
Pierwszym obiektem tej serii będzie monumentalna rzeźba Jana Śliwki – słynna ręka-kciuk, która stanie się totemem festiwalu i nowym symbolem miasta. Rzeźba nie tylko otworzy cykl miejskich realizacji, ale stanie się też znakiempowitania odwiedzających Gliwice – artystyczną bramą i symbolem, że tu sztuka jest częścią życia codziennego.
Uroczyste odsłonięcie totemu zaplanowano na 27 czerwca o godzinie 10:00 na Skwerze Europejskim. Wydarzeniu potowarzyszy briefing prasowy z udziałem przedstawicieli: Miasta Gliwice, Fundacji Soundscape, Centrum Kultury Victoria, Muzeum w Gliwicach, a także przedstawiciele sponsorów i partnerów, oraz artyści i kuratorzy Biennale. Mecenat nad pierwszym festiwalowym totemem – rzeźbą autorstwa Jana Śliwki, objął partner wydarzenia – HUTA ŁABĘDY:
–Wierzymy w siłę lokalnej sztuki. Jan Śliwka był artystą, który przez lata tworzył nieco na uboczu – niezależny, oddany własnej wizji, głęboko zakorzeniony w gliwickiej rzeczywistości. Dlatego dla nas, jako HUTY ŁABĘDY, możliwość objęcia mecenatem jego rzeźby jest czymś więcej niż tylko formalnym wsparciem – to gest uznania, wdzięczności i odpowiedzialności. Chcemy, by jego totem, który wkrótce stanie w sercu miasta, przypominał o sile lokalnej twórczości i o tym, że każde miasto ma swoich artystycznych gigantów – trzeba tylko pomóc im zaistnieć na nowo. Cieszymy się, że właśnie ta rzeźba – duża, wyrazista, pełna znaczeń – stanie się znakiem rozpoznawczym Biennale i zacznie nowy rozdział w historii miejskiej przestrzeni Gliwic – mówi Dariusz Gąsior, członek zarządu HUTY ŁABĘDY S.A.
Jan Śliwka – artysta, który ożywił rzeźbę
Urodzony w 1946 roku w Gliwicach Jan Śliwka był artystą samoukiem i wizjonerem, który od początku łączył sztukę z technologią. Jego drogę twórczą rozpoczęły ekspresyjne obrazy, ale to praca scenografa w teatrach w Bytomiu, Dąbrowie Górniczej i Warszawie, otworzyła go na przestrzeń, ruch i interakcję. Tak narodziły się rzeźby kinetyczne – monumentalne, drewniane lub z włókna szklanego formy, które reagowały na dźwięk, muzykę, światło.
Jedna z nich – sześciometrowa instalacja – do dziś stoi przed biblioteką uniwersytetu w Minnesocie. Inna stała się częścią inscenizacji Hamleta, jako symboliczna „ręka-wahadło”. Tworzył także wielkoformatowe obrazy olejne, pełne energii i koloru.
Mimo międzynarodowych sukcesów – jego prace były wystawiane m.in. na ART Basel (1981–86), ART EXPO w Nowym Jorku i Dallas (1983–84), Neocon Market w Chicago oraz ART Cologne (1990) – Jan Śliwka w Polsce pozostawał artystą niszowym, wartość jego dzieł dostrzegały jednak Gliwice – w 2006 roku został uhonorowany Nagrodą Prezydenta Gliwic za osiągnięcia w sztuce.
Wystawa rzeźb kinetycznych Jana Śliwki w Biurze Festiwalowym
Rzeźby Jana Śliwki od lat tkwiły w ciszy i bezruchu – teraz wreszcie wracają tam, gdzie ich miejsce: do przestrzeni, w której znów zaczną żyć. Przed nami realna szansa, by zobaczyć z bliska dorobek jednego z najważniejszych pionierów sztuki kinetycznej w Polsce.
W ramach Biennale Gliwice – Sztuka w mieście, miasto w sztuce będzie można zobaczyć nie tylko festiwalowy totem autorstwa Jana Śliwki, ale też wyjątkową wystawę jego kinetycznych rzeźb. Pojawią się one w Biurze Festiwalowym przy ul. Zwycięstwa 36 i będą dostępne dla zwiedzających od 28 czerwca do 6 lipca w godz. od 12:00 do 22:00.
Restauracji i ponownego uruchomienia mechanizmów rzeźb – nieaktywnych od lat – podjął się zespół wolontariuszy: pracowników i studentów Wydziału Elektrycznego Politechniki Śląskiej.
– Odkryliśmy, że nasi pracownicy wspierali Jana Śliwkę już kilkadziesiąt lat temu. Dziś ich dzieło kontynuują studenci mechatroniki – mówi dr inż. Rafał Setlak, prodziekan Wydziału Elektrycznego.
Jednym z dawnych współpracowników Śliwki był dr inż. Janusz Tokarski, twórca elektronicznych układów sterujących ruchem rzeźb. Teraz, po latach, znów bierze udział w ich restauracji. Studenci i pracownicy uczelni przez ostatnie tygodnie czyścili rzeźby, smarowali mechanizmy, uruchamiali silniki, które przez lata pozostawały w bezruchu. Rozebrali i zrekonstruowali układy ruchome, dorobili nowe okablowanie i dosłownie tchnęli w dzieła nowe życie.
Zespół z Politechniki Śląskiej przyznaje, że dopiero tak bliski kontakt z twórczością Śliwki uświadomił im, jak bardzo jego sztuka wyprzedzała swoje czasy. – Śliwka łączył odlewane formy z precyzyjnie spawanymi blachami, a ruch nadawały im 12-woltowe silniki komutatorowe – te same, które napędzały wycieraczki w samochodach PRL. Genialnie proste w zamyśle, a zarazem skomplikowane w wykonaniu. Mnóstwo ramion, rurek, tulejek – wszystko ruchome i precyzyjnie dopracowane, bez komputerów czy CAD-a. To prawdziwe mechatroniczne dzieła sztuki – komentuje Setlak.
Opieka nad rzeźbami Jana Śliwki była nie tylko technicznym wyzwaniem, ale też wyjątkowym zobowiązaniem, które zespół potraktował bardzo poważnie. – Poczuliśmy za te dzieła pełną odpowiedzialność i dołożyliśmy wszelkich starań, by ich serca znów biły. Dla widza rzeźby te będą przede wszystkim doświadczeniem wizualnym i dźwiękowym. My jednak mieliśmy okazję zajrzeć głębiej – dosłownie do ich wnętrza. Słowo „serce” idealnie oddaje istotę tych rzeźb – bo właśnie w mechanizmach, które znów działają, tętni ich życie. Widz na Biennale powie: „Wow, ale to się rusza!”. A my wiemy, jak i dlaczego się rusza. To dla nas niezwykłe doświadczenie – podsumowuje Rafał Setlak.
W przygotowania do wystawy rzeźb kinetycznych włączył się także syn artysty. – To dla mnie bardzo interesujący proces i cieszę się, że mogę brać w nim czynny udział – mówi Janusz Śliwka i wspomina o marzeniu ojca, które wyprzedzało swoje czasy. – Trzydzieści lat temu tata opowiadał mi o projekcie ruchomej, kilkumetrowej głowy zbudowanej z metalowych kwadratów, która dzięki kamerom miała odtwarzać twarz osoby zbliżającej się do rzeźby. Pomysł został opatentowany, ale zbyt trudny technicznie do zrealizowania, jak na tamte czasy. Rzeźba miała przypominać tę stworzoną w 2014 roku przez Davida Černego w Pradze (znana jako Głowa Franza Kafki), jednak jej działanie miało być znacznie bardziej zaawansowane i oferować szersze możliwości interakcji – wspomina Janusz Śliwka.
Syn artysty dołożył też wszelkich starań, by twórczość gliwickiego artysty skatalogować i udostępnić w przestrzeni wirtualnej. – W tym roku powstała strona internetowa www.jansliwka.pl, dzięki której każdy może szerzej zapoznać się z dziełami mojego taty – zachęca Janusz Śliwka.
„Rzeźby mojego męża znów oddychają” – rozmowa z Danutą Śliwką, żoną gliwiczanina, wybitnego artysty Jana Śliwki (1946–2022)
– Dla wielu uczestników nadchodzącego Biennale twórczość Jana Śliwki będzie odkryciem, dla innych – powrotem do świata niezwykłych, kinetycznych rzeźb, które poruszały się do dźwięków muzyki, a nawet… szumu miasta. O życiu i kulisach twórczości Jana Śliwki opowiada nam jego żona – Danuta Śliwka.
Jak zareagowała Pani na wiadomość, że organizatorzy Biennale chcą przywrócić twórczość męża szerszej publiczności?
Z ogromnym zadowoleniem. Już wcześniej zdarzały się mniejsze wystawy – np. w galerii Brama, gdzie pokazywano rzeźby męża, albo ekspozycje w Ruinach Teatru, które były naprawdę udane. Ale to pierwszy raz, kiedy jego twórczość wraca z takim rozmachem – i z takim wsparciem. To daje mi ogromną satysfakcję. Jak się nie uczestniczy w życiu towarzyskim, nie chodzi na wydarzenia, to ta sztuka tak po prostu… znika. A teraz znów ożyje.
Czy mąż miał kiedyś kontakt z Politechniką Śląską i artystami, którzy dziś pomagają przy jego pracach?
Oczywiście. Wiele rzeźb powstawało z pomocą techniczną pracowników Politechniki Śląskiej, ale to zawsze mąż wszystkim kierował – zamawiał, płacił, nadzorował. Teraz po raz pierwszy to inni niosą jego twórczość dalej. W działania włączył się także nasz syn, co ogromnie mnie cieszy – ma energię, ma zapał i to, czego mnie już brakuje. Zawsze to ja wspierałam męża, wszystko przeżywałam, stresowałam się. Teraz jestem po prostu szczęśliwa, że wszystko to zmierza we właściwym kierunku.
Jednym z najważniejszych punktów Biennale Gliwice będzie instalacja wielkiego kciuka – rzeźby autorstwa Pani męża, która stanie w samym sercu miasta i zamieni się w festiwalowy totem. Co Pani o niej myśli?
To dla mnie niesamowite. Ten kciuk – a właściwie ręka – stał przez lata w pracowni męża, w Wilczym Gardle. Był nawet opatentowany i mąż miał na niego różne pomysły. Chciał, żeby służył do reklamy, jako postument, coś funkcjonalnego. A teraz zamieni się w totem Biennale, symbol czegoś nowego. Trochę się boję, jak gliwiczanie to przyjmą, bo mąż zawsze był artystą awangardowym – nie wszystkim się to podobało. Mam jednak nadzieję, że ludzie pokochają tę rzeźbę.
A rzeźby mobilne? To coś niezwykłego. Czy ich historia też jest szczególna?
Mobilne rzeźby to była jedna z późniejszych wizji męża. Te dzieła poruszają się do dźwięku – nawet do muzyki Krzysztofa Pendereckiego! Mąż dostał zgodę, by używać jednego z jego utworów. Wystawiał je za granicą – w USA czy Szwajcarii. Jedna z takich rzeźb stanęła nawet przed uniwersytetem w USA – reagowała na dźwięki miasta, np. karetek czy tłumu. To było coś niesamowitego. Szkoda tylko, że wiele z tych rzeźb nie zostało wykończonych – mąż ciągle miał nowe pomysły, nową wizję i nie kończył poprzedniego projektu. A potem zachorował i już nie zdążył.
Czy dzielił się z rodziną swoimi pomysłami? Czy raczej tworzył w ciszy, sam?
Chętnie dzielił się swoimi pomysłami, jednak ja nie ingerowałam w jego twórczość. Miałam obowiązki związane z domem i wychowaniem dzieci – prowadziłam własne życie. Nie zawsze było to łatwe – kolejne rzeźby, odlewy i związane z nimi koszty wymagały cierpliwości i wiary w sens tych działań. Dziś wiem, że była to słuszna droga. Jego prace prezentowane były na prestiżowych wystawach, takich jak Art Expo w Nowym Jorku czy Bazylei, zdobywając uznanie na całym świecie.
Czy ma Pani jakieś oczekiwania związane z Biennale?
Mam ogromną nadzieję, że z tego wydarzenia narodzi się coś więcej — może jakaś instytucja zainteresuje się twórczością męża i znajdzie się dla jego dzieł miejsce poza pracownią. Te prace potrzebują przestrzeni, powietrza — by mogły oddychać i żyć na nowo.
Wywiad został zrealizowany we współpracy z biurem festiwalowym Biennale Gliwice.
Informacje o wydarzeniach organizowanych w ramach Biennale Gliwice 2025 publikowane są w mediach społecznościowych (Facebook i Instagram: @biennalegliwice) oraz w aplikacji [GAMA] – Gliwickiej Aplikacji Miejskich Aktywności.


